czwartek, 8 lipca 2010

Seattle down

Oto pierwszy wpis do bloga, który powstał z okazji mojego wyjazdu na praktyki do Microsoftu. Nie obiecuję regularnych postów, ale pewnie od czasu do czasu wrzucę tu jakieś zdjęcia, przemyślenia bądź sprawozdania.

Póki co wszystko dzieje się w bardzo dużym tempie. W niedzielę pojechałem do Warszawy, wziąłem udział w święcie demokracji, spakowałem się i po około 3 godzinach snu ruszyłem na lotnisko. Ciekawostka - udało mi się przejść przez kontrolę na Okęciu ze scyzorykiem. Po jakimś czasie stwierdziłem jednak, że lepiej powiedzieć o tym strażnikom niż mieć później problemy przy przesiadce.

Nóż został zatem w Warszawie, a ja poleciałem do Amsterdamu a stamtąd do Seattle. Dzięki zmianom stref czasowych po kilkunastu godzinach podróży nadal było poniedziałkowe przedpołudnie. Z lotniska wynajętym przez firmę samochodem pojechałem do przygotowanego już dla mnie mieszkania. Drodzy interni w Googla, czy o Was też tak dba firma? ;-) Tu oczywiście wychodzi moja zawiść - mnie nie chcieli zatrudnić w Mountain View.

Następnego po kilkunastu godzinach spania pierwszy dzień w pracy. Raczej bez rewelacji - składał się tylko z jakiś organizacyjnych spotkań. Co ciekawe na dwanaście osób zaczynających razem ze mną staż, aż pięciu chłopaków przyjechało z Polski.

Pierwszy dzień był też wspaniałą okazją do wypróbowania typowych lokalnych przysmaków:
  • Śniadanie


  • Obiad, czy raczej lunch

Supersize me, I'm ready!


Środa i czwartek w pracy mijają głównie na przygotowywaniu sobie stanowiska pracy. No i zaczyna się też moje oswajanie z Windowsem. To chyba będzie niezła zabawa - ostatni raz przez dłuższy czas używałem tego systemu kilka lat temu... Wydaje mi się, że w gimnazjum.

W środę zorganizowano dla internów jeszcze wyjście do cyrku. Brzmi to niezbyt imponująco, byłem bardzo sceptycznie nastawiony. Jednak przedstawienie, które zobaczyłem w "Cirque du Soleil" było na prawdę genialne. Clowni, których skecze na prawdę były śmieszne, magiczne sztuczki i zapierające dech w piersiach akrobacje. Wyobraźcie sobie na przykład dwóch rowerzystów jadących po linie zawieszonej nad sceną. To jeszcze nie koniec: pomiędzy nimi znajduje się tyczka, na której balansuje krzesło, na którym stoi trzeci linoskoczek...

Na koniec spektaklu każdy dostał jeszcze specjalny prezent. Jak to ujął jeden z internów: Can't complain about free zune (nie mogę narzekać na darmowego zuna)

Coś co mnie bardzo zaskoczyło tego dnia to liczba internów. Jest nas tutaj około tysiąca - na prawdę spory tłum gdy zgromadzi się go w jednym miejscu (albo co gorsza próbuje przewieźć autobusami).

Tym sposobem powoli osiedlam się tutaj...

Póki co nie mam aparatu, dlatego w tej notce jest tak mało zdjęć.

6 komentarzy:

  1. Pierwszy komentarz do pierwszego posta: bardzo fajny opis, ciekawe szczegóły - tak trzymaj i nie pisz za rzadko, bo złakniona informacji rodzina bardzo się niecierpliwi:). Czekam na zdjęcia apartamentu i pojazdu. A o "Cirque du Soleil" chyba gdzieś słyszałem - nie jestem pewien czy przypadkiem nie było o nim tekstu w którejś z moich książek do angielskiego...:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ubawilam się, tak trzymaj Blażej :-DD Ale jak wrócisz supersized to Cię tu nie poznamy,ja juz po obcieciu kucyka mialam problem ;-) A co do scyzoryka, to gratulacje. Mi nie pozwolili przewieźć blendera do owoców, bo miał blades, ale to że wszystkie blunt i w plastikowym kubasie, ktorego nijak nie rozbije, by użyć ukrytej na dole broni Czarnych Żmij, to nic. Jak miałabym tym rzucać, aby kill Bill i wszystkich pasażerów? pozdrawiam Iwona ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. I co teraz z magicznym scyzorykiem? poczeka w wa-wie na Ciebie? Czy jakiś pan ochroniarz się wzbogacił? Pisz pisz, co tam u Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że scyzoryk okazał się najciekawszy ;-)

    Leżał on sobie spokojnie w bagażu do odprawienia, który musiałem przepakować, bo był zbyt ciężki. Przy tej okazji wyjąłem też scyzoryk i zapomniałem go odłożyć.

    Jakieś 20 minut po przejściu przez odprawę wróciłem się i pokazałem go strażniczce granicznej to poradziła mi zostawić go w przechowalni. Tak też zrobiłem, ale w związku z tym, że liczą sobie 5zł za dzień to nie jestem pewien czy będzie się opłacało go odebrać. Mam nadzieję na owocne negocjacje ceny.

    OdpowiedzUsuń
  5. kiedy następny numer tygodnika?

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam na następne informacje ze zdjęciami. Czy zabrałeś aparat? Lubisz smakować różności, więc nie dziwię się menu.

    OdpowiedzUsuń