niedziela, 19 września 2010

Las deszczowy

Pod koniec sierpnia, z okazji odwiedzin kolegi Jacka, wybraliśmy się do lasu deszczowego. Czy musieliśmy w tym celu lecieć do Brazylii, lub na Hawaje? Otóż nie - można znaleźć jeden w stanie Waszyngton (zgodnie z polską nomenklaturą geograficzną jest to wilgotny las strefy umiarkowanej). Trzeba przyznać, że miejsce to w pełni zasługuje na przymiotnik deszczowy - średnie roczne opady są tu ponad sześciokrotnie wyższy niż w Polsce. Wszystkie rośliny mają wspaniałe warunki do wegetacji, z czego też aktywnie korzystają.



Już po kilku krokach wśród otaczających Cię ogromnych drzew i kotar z mchów niepostrzeżenie przenosisz się do świata rodem z prozy Tolkiena.

To urokliwe miejsce to Hall of Mosses (Hol Mchów), a tutaj widać mnie na jego tle:


Jak na amerykańską atrakcję turystyczną przystało do samego serca lasu można wjechać samochodem, a żeby zobaczyć opisane właśnie miejsca wystarczy półgodzinny spacer. Można też próbować zamówić pizzę:



To koniec tej króciutkiej notki. Ostatnie trzy weekendy minęły szybko, ciekawie i w towarzystwie Jacka - najpierw jego przylot do nas, potem rewizyta w Kalifornii, a w końcu wspólnym wypad do Vegas (i okolic). Jeżeli nie uda się opisać moich wrażeń z tych wycieczek proszę winić o to moją pracę, którą kończę w tym tygodniu.